Gmina Goniądz

Nieznanane historie – Dionizy Sosnowski z Goniądza (część II)

1. Dokument 1 – sporządzony przez por. Mieczysława Kieferlinga ; Wojskowy Sąd Rejonowy w Warszawie.
Do szefa Zarządu Sądownictwa Wojskowego w Warszawie.
Zgodnie z poleceniem Obywatela Pułkownika – melduję co następuje: W dniu 12 lutego 1953 r. w godzinach rannych otrzymałem polecenie od Szefa Wojskowego Sądu Rejonowego w Warszawie ppłk. Widaja, bym mniej więcej za godzinę – bo za ten czas ma nadejść sprawa z NPW, udał się z nią do więzienia Warszawa I, celem odczytania aktu oskarżenia oskarżonym w tej sprawie, których nazwiska będą się zaczynać na literę „S”. Po otrzymaniu tej sprawy zgodnie z poleceniem Szefa udałem się do więzienia Warszawa I, na X pawilon, gdzie zameldowałem się u ppłk. Leszkowicza, a następnie na jego polecenie do ppłk. Łobanowskiego, który dał mi chor. Wojtczaka – jak dowiedziałem się nazwisko tego chorążego, którego przed tym nie znałem – od Obywatela Pułkownika, który miał mnie urządzić w wolnym pokoju i wezwać jednego z oskarżonych. Akt oskarżenia w cyt. sprawie obejrzałem dopiero na miejscu w zajętym przeze mnie pokoju, i tu dopiero dowiedziałem się, że chodzi tu o dwóch dywersantów wywiadu amerykańskiego, o których szeroko pisała prasa i objaśniała wystawa „Oto Ameryka” . Pierwszym oskarżonym, jakiemu miałem odczytać akt oskarżenia był oskarżony Sosnowski. Oskarżonego Sosnowskiego pouczyłem, że odczytany będzie mu akt oskarżenia w jego sprawie, żeby uważnie słuchał jego treść oraz gdyby nie rozumiał czegoś lub nie dosłyszał, by się zwrócił z zapytaniem do mnie, a ja mu powtórzę niezrozumiałą dla niego treść. Po odczytaniu aktu oskarżenia oskarżony Sosnowski – zapytany przeze mnie, czy zrozumiał akt oskarżenia, powiedział mi:
1) czy była to szkoła dywersyjno-szpiegowska – on nie wie, jego specjalność to radio, że nie uczono go wysadzać fabryki, minować drogi i mosty, palić stogi,
2) jakie było jego zadanie na terenie Polski – nie ma pojęcia,
3) radiostację i sprzęt, jaki miał przy sobie on nie przechowywał,
4) na lądowisku sprzęt oddał ludziom, którzy na nich czekali,
5) kto to był, nie wie, przypuszczał, że była to organizacja,
6) przez okres jaki był w Polsce po skoku, nic nie działał i nie miał żadnego zadania, a jego zadanie byłoby mu wyznaczone chyba w czasie konfliktu,
7) nie będzie on jednak stawiał żadnych sprzeciwów, gdyż uważa, że tak musi być, bo trzeba potępić Amerykanów.
Poszczególne zarzuty z jego strony w kierunku aktu oskarżenia jeden po drugim mu tłumaczyłem, na podstawie aktu oskarżenia. Oskarżony Sosnowski po wysłuchaniu mych objaśnień przyznał mi rację, lecz nie przestał kwestionować dowodów rzeczowych w sprawie radiostacji RS-6 i innych dowodów, jakoby on miał je przechowywać. Ja powiedziałem, [że] co mu jeszcze jest niezrozumiałe, to musi już przedstawić Sądowi, po czym dałem protokół odczytania aktu oskarżenia, który po przeczytaniu miał podpisać. Oskarżony Sosnowski przeczytawszy protokół szukał wzrokiem pióra, wówczas ja dałem mu swoje pióro „Parker” i powiedziałem: podpiszcie tym, to także amerykańskie.
Po tym kazałem wyprowadzić Sosnowskiego, a obecny w tym czasie chor. Wojtczak, który na krótko przed tym wszedł do pokoju, szepnął na ucho konwojowi, by doprowadził Skrzyszowskiego. Oskarżonemu Skrzyszowskiemu dałem kilka pytań – oczywiście przed tym objaśniłem mu cel swego przybycia a jego wezwania, zadając mu kilka pytań, czy zna dowody rzeczowe w tej sprawie, czy zapoznał się z aktami śledztwa, czy wszystko zrozumiał, oraz czy mu czytać powoli i w jaki sposób by zrozumiał treść aktu oskarżenia. Oskarżony Skrzyszowski zaczął swoje wywody od tego, że on był w 1945 r. w Wojsku Polskim, z którego w następstwie zbiegł, ponieważ chcieli go rzekomo wykończyć sowieci, że nie uciekł do Berlina, lecz skierowała go tam organizacja na szkołę „Radio”, do której zwerbował go brat, który już nie żyje, że jest mało uświadomiony politycznie, a nastawienie organizacji podobało mu się na tyle, ponieważ żądaniem jej rzekomo było także obrona granic na Odrze i Nysie. Ponieważ jego wywody wydały mi [się] absurdalne przerwałem mu je i oświadczyłem, że to należało do śledztwa, a obecnie może to już wyjaśnić przed sądem. Warszawa, dnia 14 lutego 1953 r.
2. Dokument 2 - Analogiczny dokument sporządził śledczy chor. Bernard Wojtczak, Sekcja II Wydz. II Dep. Śledczy MBP
Do Naczelnika Wydz. II Dep. Śledczego MBP ppłka Łobanowskiego.
Raport
Po odczytaniu aktu oskarżenia przez por. z Sądu podejrzanym Sosnowskiemu Dionizemu i Skrzyszowskiemu Stefanowi w dniu 12 lutego 1953 r. wysuwali oni następujące zastrzeżenia:
1. Ekwipunek zawarty w worku podczas zrzutu nie stanowił ich własności i w związku z tym nie powinni być pociągani za to do odpowiedzialności karnej.
2. Skrzyszowski Stefan negował jakoby jego przeszkolenie za granicą było przeszkoleniem dywersyjno-szpiegowskim, a jedynie był to kurs radiołączności.
3. Skrzyszowski nie przyznaje się do faktu, aby przed zrzutem do Polski otrzymał jakieś zadania dywersyjno-szpiegowskie, a takowe miał otrzymać dopiero od org. WiN w kraju.
4. Obaj podejrzani nie przyznają się do faktu, że byli szpiegami na usługach wywiadu amerykańskiego, tłumacząc to tym, że szkoleni byli przez Delegaturę Zagraniczną WiN.
5. Twierdzą, że w Polsce zadaniem ich miała być w przyszłości ochrona gospodarki na wypadek wojny, gdyż „ustroje mogą się zmieniać, ale dorobku narodowego nie wolno niszczyć”
6. Skrzyszowski tłumaczy się, że wiele faktów w całej sprawie jest inaczej komentowane aniżeli on je rozumie, zasłaniając się nieświadomością polityczną oświadcza, że on widzi je w innym świetle.
Warszawa, dnia 14 lutego 1953 r.

Być może wynikiem tych raportów, a może tylko rutynowym działaniem przed procesem pokazowym, były rozmowy z oskarżonymi, których ślad znajdujemy w donosie agenta celnego przebywającego w jednej celi z D. Sosnowskim: na krótko przed swoim procesem, […] odbyła się poważna rozmowa, po prostu Sosnowskiego wezwano tak, jak gdyby na przesłuchanie, i tam rozmawiał z Sosnowskim jakaś wyższa osobistość MBP, tak jak wyraził się Sosnowski i ta osobistość zaznaczyła Sosnowskiemu, że Ministerstwu Bezpieczeństwa nie rozchodzi się o ludzi, z którymi Sosnowski miał powiązania w kraju, lecz Ministerstwu rozchodzi się najwięcej o to, aby Sosnowski na swym procesie jak najgorzej określił Amerykanów i stosunki panujące w Niemczech Zachodnich.
Proces spadochroniarzy odbył się bez przeszkód. Po pokazowej rozprawie 18 lutego 1953 r. WSR w Warszawie pod przewodnictwem ppłk. Mieczysława Widaja skazał ich na śmierć (sygn. Sr 121/53). Zostali straceni 15 maja 1953 r. na Mokotowie.
W maju 2006 r. w "Życiu Warszawy" ukazał się artykuł pt. Tragiczna historia jednego spadochronu, w którym pisze o zaskakującym odkryciu w archiwum Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego. Znaleziono w nim spadochron Dionizego Sosnowskiego - skazanego na śmierć i straconego w 1953 roku członka niepodległościowej organizacji Wolność i Niezawisłość. Spadochron Sosnowskiego przeleżał zakurzony i zapomniany w archiwum ABW ponad pięćdziesiąt lat.
Dziennik przypomina, że WiN powstała pod koniec II wojny światowej, by walczyć z komunizmem w Polsce. W 1952 r. Sosnowski wraz z innym spadochroniarzem Stefanem Skrzyszowskim został zrzucony na Pomorzu. W Polsce mieli prowadzić akcję dywersyjną.
Spadochroniarzy przejęli podający się na członków WiN funkcjonariusze bezpieki. Przez ponad miesiąc nieświadomi mistyfikacji spadochroniarze opowiadali im szczegóły działalności organizacji. Kiedy UB uznało, że opowiedzieli już wszystko zostali aresztowani.
Po pokazowej rozprawie w lutym 1953 r. skazano ich na śmierć. Zostali straceni trzy miesiące później. Historycy podkreślają, że ich skazanie było największym sukcesem w historii polskiego aparatu bezpieczeństwa.


Opracował; Arkadiusz Studniarek