<<< wstecz .::.
Komu dobry, temu dobry
Pewnego dnia idę rozmarzona przez jedną z Biebrzańskich wioseczek i zza płota na moje dzień dobry słyszę...
- dzień dobry... komu dobry temu dobry...
Zafrasowałam się niebywale słysząc taką skargę, a że baba jestem to i instynkt opiekuńczy kazał pochylić się nad takową biedą... więc pytam
- Co się stało gospodarzu, że nie taki dobry, toć słońce świeci, ciepło... a i pies wierny przy nodze!
Gospodarz mierząc mnie wzrokiem, pyta: a Pani to z parku może?
Omiotłam spojrzeniem swoje zielone łaszki i bezradnie rozłożyłam ramiona...
- Na liście płac mnie nie mają, nic tylko zaraz zapyta jeszcze czy łekolog...
- To może jaki łekolog?
- No tak! Wiedziałam! - Wie Pan... to też zależy... do drzew się nie czepiam, ale... - i tu wpadłam na szatański pomysł...
- A długo Pan tutaj mieszka? - zapytałam...
- No! Pani! Od urodzenia! I łojciec też tutejszy!
- A kosił Pan jeszcze kosą?
- Pani! Żeby raz! Z łojcem żem kosę ciągał jak tylko czternasty rok skończyłem. A ciężko było... i te ślepaki cięły... łoj cięły! Sianowali my kiedyś inaczej, ale to i lepiej było... teraz to zajeżdża traktorem i ciach, ciach - nie namęczy się i szybko a i tak czasu ze starym pogadać nie ma...
- Jak to? To kiedyś kosami i na gadki czas był?
- Pani! I na gadki i na siano czas był... a teraz te młode tylko na maszyny i przed telewizor, a stary to... ech Pani... kiedyś ciężko było... biednie, ale ludzie więcej ze sobą...
No i rozgaduje się mój rozmówca... ale pora sprowadzić go do tematu...
- Słucha Pan... a jakby ktoś ten las dookoła chciał wyciąć w pień to co by Pan powiedział?
- Ło! Pani! Zaraz w pień! Po troszeczku to tak... ale zaraz w pień?! Pani to by tu brzydko było i wiatry by hulały a tak to cicho i ciepło, i grzyby są i zwierzyna... w pień to nie... ja swojego to nie dam...
...Drążę dalej ... - A lubi Pan jak tu na wiosnę wszystko ćwierka?
- No! Pani! Lubi... żeby zaraz lubił... ale to i na sercu lżej i jakoś i weselej... Pani na te ptaszki to tu ci... no... z lornetkami przyjeżdżają i tylko patrzą... na wiosnę tu ich jak mrówek... a jakimi autami jeżdżą... Pani... jak traktory - takie terenowe...
- ...no tak... A jakby Panu tu w tym lesie furę śmieci wysypali?
- Pani kto?...ale wie Pani... wysypują... ale to źle... to nie tak powinno być... ja tam za grzybami chodzę... jak czysto to inaczej... wie Pani... ja stary... ledwie łażę i jak mi nudno to i tutaj wokół siebie to i pozbieram... powiedzieli by, że kiepski gospodarz skoro śmieci wokół gospodarstwa... Turyści niektórzy śmiecą... tak to nie, ale zdarza się, że żal patrzeć... że kary na to nie ma...
...Wie Pan... Pan to jakby też ekolog...,
- Ja?! Pani! A gdzie ja tam łekolog!?
...No to mam Cię gospodarzu - myślę...
- To ja Panu wytłumaczę - ekologia to równowaga pomiędzy wszystkimi składnikami przyrody - jednym z tych składników jest człowiek - czyli i Pan.
- Eee jaki ja tam składnik...
- Słucha Pan... kosił Pan kosą?,
- No toć mówiłem...
- Czyli tworzył Pan ten unikatowy ekosystem - i ojciec też... i pewnie dziadek,
- No ta...
- Lubi Pan jak tu wszystko tak dookoła świergoli i jak las jest czysty?
- No Pani... lubię a czemu nie? Ja nie taki! Czasami z kobitą to wychodziłem i mówiłem - no widzisz stara i znowu wiosna - trza w pole i krowy na biele gnać jak woda zejdzie... my do roboty a te to nic tylko śpiewać i dzieci robić... ot życie...
- No widzi Pan... jest Pan ekolog - widzi Pan, że wiosna, że pięknie, że przyroda się zmienia... nie każdy docenia piękno przyrody... a Pan to jeszcze o nią dba! Jak nic jest Pan ekolog!
- Eeee... da Pani spokój... jaki łekolog...
No dziadku... już się nawet uśmiechasz...
- A słucha Pan... ja się tak zatrzymałam, bo mówił Pan, że ten dzień nie taki dobry...
Eeee Pani... Jak ma być dobry... dla takiego starego to już tylko gorzej... kiedyś to były dobre dni... zdrowy był, silny, a i kobieta nie narzekała... a teraz to już tylko patrzeć jak na desce wyniosą…
Dawniej... Magiczne słowo...
- Mówi Pan, że dawniej było lepiej?
- No ta... i czasy inne byyły... głodny był to do lasu poszedł, coś przyniósł a i ryba w rzece - lewych rąk nie miał - jak trza było to się szło... las wyżywił, ogrzał... i rzeka też a ryby to było, oj było... Pani a teraz... teraz... to nic nie wolno... bo zaraz złapią i mandat wlepią... zabronili wszystkiego... ja to bym z wędką to się i przeszedł, bo te sklepowe to nie takie... jakieś takie mydlate... ale gdzie mnie staremu przed strażnikami uciekać, ja już nie dam rady... nie chodzę... kiedyś to normalnie... i rzeka zadbana była, starorzecza obkoszone i brzegi też... Pani... inaczej było... teraz to nic nie wolno...
Więc pytam rozżalonego gospodarza - a jak było by wolno to chodził by Pan z wędką?
- Ło! Pani! A co mnie staremu robić? Tylko nad rzekę na wodę popatrzeć... rybkę złowić, aj siedział bym...
Wie Pani? Ja raz poszedł... wie Pani zobaczyć czy biorą... he, he... alem się strachu najadł - strażnik mnie zdybał i mandat będzie pisał... myślę - renta poszła, ale popatrzył, że wędka stara, a i ja już niedołęga... powiedział, że mi daruje, ale jak mnie jeszcze raz spotka to już nie odpuści...
Młody był, ale nie jakiś tam uperty... nie zapomnę mu, że po ludzku tak... ot dziadka na kłusówce zdybał... stary jestem - duża ryba to by i mnie do wody wciągnęła...
Ale Pani! Ja Pani mówię! Tu z prądem pływają! Pani aż żal patrzeć... duże zabiorą a reszta się marnuje... i ryby coraz mniej...
Pani, kiedyś to dbali - dzierżawili rzekę - nie pozwalali obcem - my mogli ale obce płacili - pilnowali, każdy wiedział skąd dokąd jego... a teraz rzeka zarasta, źle gospodarzą... a najgorsze, że starorzecza nie czyszczone... gdzie ta ryba ma sie wytrzeć...
Słuchałam z otwartymi ustami opowieści starego człowieka...
Pani widzi - park i dziadek kłusownikiem został za rybke… łojciec to opowiadał, że jak ciężko było za wojny albo i później to i za zwierzyną poszedł... a teraz to jak bieda to do opieki - ale to wstyd tak chodzić... niektórzy chodzą... jak trzeba... a nawet jak i nie trzeba... ale kiedyś to człowiek radził sobie, nie liczył na państwo... tu inny świat był - teraz to wszystko policzone, zapisane... wszystko inaczej…
Zamyślił się mój rozmówca... Jego oczy oglądały odległe w czasie obrazy... zasmucił się... westchnął... popatrzył w ziemię...
- Wie Pani... ja stary... tylko przy płocie stać... w domu jazgot... a tu to choć popatrzę bo daleko to już i strach iść... czas umierać staremu... już nikt to i słuchać nie chce... ot czasem ktoś dzień dobry powie... zima idzie... znów gnaty kręcić będzie...
Kiedyś to by konie zaprzągł i do lasu pojechał albo i do miasta... a teraz w samochód wsadzą i najwyżej do lekarza zawiozą...
Smutno mi się zrobiło... świat się zmienił i stary niepotrzebny człowiek... został przy płocie... gdzie pójdzie jak "nic nie wolno" - może to i niedoinformowanie, może brak kontaktu z owym "Parkiem". Dawniej to było inaczej".
Ta rozmowa dała mi wiele do myślenia... Prawo wszyscy znamy... przepisy, kodeksy... ale co powiedzieć ludziom, którzy od dawien dawna byli "z rzeką na ty”...
Którzy mieli swoje prawa... i taki staruszek, który od dzieciństwa biegał nad tę rzekę nagle zostaje kłusownikiem... Wiemy wszyscy... chronimy otwarte tereny wodno-błotne...
Otóż ten "kłusownik" od pokoleń tworzył kosą koniem i krową te otwarte przestrzenie - same tak nie wyrosły... i teraz ten "składnik przyrody" odcinamy paragrafem od ekosystemu, który stworzył...
J. Agnieszka Zach
www.biebrzanskawiedzma.pl