<<< wstecz .::.

Przygód Boberka ciąg dalszy

Jednego dnia boberek wybrał się na wycieczkę na pobliskie pole. Usiadł na skraju i począł obserwować, co też się tam dzieje. Widział jakieś dziwne dwunogie istoty z czymś metalowym, co ciągnęło się tuż za zwierzęciem czworonożnym jak i on, ale dużo większym od niego i potężniejszym. Zadziwiony patrzył, nie rozumiejąc, o co w tym wszystkim chodzi. Nie zauważył, gdy po chwili koło niego pojawił się biało – czarny ptak z czerwonym dziobem.

– Przyglądasz się, jak ludzie orzą? – spytał on nagle, a mały bóbr przestraszony pytaniem od nieznajomego, tylko oczy na niego wybałuszył.
– Nie bój się mnie, jestem Bocian Wojtek. – Kontynuował przybysz.
- Przyleciałem niedawno do Polski z odległego kraju na południu. Mam tu niedaleko gniazdo, w którym mieszkam razem z rodziną. A ty, czemu tu sam siedzisz? Gdzie twoi najbliżsi?
Mieszko nie wiedział, co odpowiedzieć, ale czuł, że ptak ten nie ma wobec niego złych zamiarów. W końcu odważył się.
– Rodzice i brat pewnie gdzieś ścinają drzewka, aby zbudować kolejną tamę w okolicy naszego żeremia. A mnie bardziej interesują podróże i poznawanie nowych rzeczy, przez co trochę się na mnie krzywo patrzą, a rówieśnicy kpią, że nie jestem prawdziwym bobrem. Dlatego też staram się unikać ich towarzystwa, zwiedzając okolicę. Niestety, brakuje mi kogoś, kto by mi wyjaśnił zagadki w otaczającym świecie.
– Kle, kle! – zadumał się bociek
– Chętnie bym pomógł, ale mam już swoje lata i niedługo będę miał mnóstwo pracy przy karmieniu swoich pierwszych w życiu dziatek. Lecz nie martw się. Znam kogoś, kto może poświęcić Ci trochę czasu. Umówmy się tutaj jutro rano, dobrze?
– Dobrze. To do zobaczenia.

Boberek całą drogę powrotną zastanawiał się, kim będzie jego przewodnik. Z tajemniczą miną dotarł do domu, nikomu nic nie mówiąc o swoich przygodach.
Zasypiając, ciągle rozmyślał o słowach wypowiedzianych przez Bociana. Niewiele jeszcze widział na świecie, dlatego też w snach wyobrażał sobie, jak to przemierza niezbadane tereny z jakimś przyjacielem, którego jutro już miał poznać.
Rano pożegnał się z rodzicami, i wyruszył na umówione miejsce spotkania. Bocian już tam był, lecz nie zwracał na Mieszka uwagi.
Zajęty był bowiem łapaniem żab i myszy na śniadanie. Boberek cierpliwie czekał, obserwując poczynania znajomego. Podziwiał, z jaką gracją Wojtek kroczy po polu, stawiając ostrożne i przemyślane kroki swoimi długimi czerwonymi nogami w taki sposób, by nie spłoszyć potencjalnego posiłku.
Gdy już coś wypatrzył wśród zielonych źdźbeł trawy, szybkim ruchem dzioba zaspokajał swój głód. Minęło trochę czasu i ptak w końcu przywitał się z nim.
- Dzień dobry! Widziałem, że bacznie przyglądałeś się mojemu polowaniu. Za kilka tygodni będę spędzał tutaj więcej czasu, łowiąc różne drobne zwierzęta.
– Dlaczego?
– Widzisz Mieszko, twoim domem jest żeremie, zbudowane z gałęzi drzew, mniejszych roślin i mułu, znajdujące się na zabagnionym terenie. Ja natomiast mieszkam w gnieździe, które także w większości składa się z gałęzi, ale spoglądać mogę na najbliższą okolicę z góry, gdyż ma siedziba ulokowana jest na starym i wysokim drzewie. Stamtąd codziennie ruszam, by się pożywić, a gdy rodzina mi się powiększy, będę musiał przynosić im smakowite kąski, aby moje dzieci rosły w siłę. Początkowo są one dość małe i nieporadne, nie potrafią tak jak ja fruwać i przybywać tutaj samodzielnie. Ale dość opowieści z mej strony. Chodź, zaprowadzę Cię do mojej znajomej, którą wczoraj odwiedziłem i zadeklarowała się pospacerować z Tobą, odpowiadając na twe pytania.


I tak boberek ruszył w ślad za bocianem. Trochę nieporadnie, bo jego łapki bardziej przystosowane były do pływania niż do chodzenia, a szeroki, spłaszczony ogon wcale zadania nie ułatwiał. Nawet przez chwilę zazdrościł Wojtkowi tych jego długich nóg, lecz gdy doszli do małego jeziorka okazało się, że ptak poszedł "na łatwiznę" – rozpostarł skrzydła i przefrunął. Za to Mieszko poczuł się w swoim żywiole, szybko i sprawnie przepłynął na drugą stronę. Nie minęło zbyt wiele czasu, gdy dotarli do małej łąki otoczonej prawie dookoła przez sosnowy las. Spomiędzy kwietnych kobierców wystawał jakiś brązowy kształt. Im byli bliżej, tym większy niepokój budził ten nieznany stwór. Gdy dotarli już do niego całkiem, boberek ze strachu schował się za swym skrzydlatym przyjacielem. Zerkał tylko ciekawie, co też się stanie za chwilę.
– Witaj Jacku! – zaklekotał bocian.
– Gdzie Twoja siostra się podziewa? Umówiłem się z nią wczoraj, że dziś przyprowadzę tego bobrowego brzdąca.
– Jest niedaleko, razem z naszą mamą Matyldą. Pewnie niedługo się tu pojawią.
– To poczekamy, może mają coś do omówienia i dlatego się oddaliły na trochę. Pozwolisz, że was sobie przedstawię – to jest łoś Jacek a to boberek Mieszko.

Ten drugi, lekko jeszcze przestraszony, wystawił w końcu nosek zza długich nóg Wojtka.
- Cześć – wydukał powoli. – Jaki ty duży jesteś w porównaniu ze mną.
- Ja duży? – roześmiał się Jacek. – Ja dopiero rosnę. Na razie mam niecały rok i sporo mi brakuje do rozmiarów dorosłego łosia. Za kilka lat dopiero dorównam im rozmiarami. Ale patrzcie, oto idą te dwie gaduły.

Rzeczywiście, z lasu wyszły dwie podobne postacie do tej, jaką przed chwilą poznał Mieszko. Boberek podziwiał ten widok z zapartym tchem, bo tak wielkiego zwierzęcia, jak jedna z tych istot, jeszcze nie widział nigdy dotąd.
- Jakich zadziwiających znajomych ma ten klekoczący ptak, ciekawe, z kim to ja będę miał się na te wycieczki wybierać – zadumał się na chwilę, lecz krótka to była chwila, bowiem Wojtek od razu chciał wszystkich ze sobą poznać i oddać boberka pod opiekę łosi. Miał kilka spraw do załatwienia, w tym dalszą rozbudowę i wyścielanie gniazda, a także przywitanie się z tymi bocianami, które dopiero dziś przyleciały do sąsiednich siedzib.
- To jest jak już z rozmowy zdążyłeś zauważyć mama Jacka – łosza Matylda i jego siostra – Agatka. I to właśnie z Agatką, a może czasem i w trójkę, jeśli Jacek będzie miał ochotę, poznawać będziesz biebrzańskie bagna, które i dla Ciebie i dla nas wszystkich są domem. Mam nadzieję, że odkryjesz wiele niesamowitych rzeczy i że razem przeżyjecie wspaniałe przygody. Mnie pewnie co jakiś czas i tak spotkacie na okolicznych polach oraz łąkach. Za jakiś czas, jak me dzieci nauczą się już latać, będzie mi łatwiej zajrzeć do was czasami. Bawcie się dobrze! – i po tych słowach odleciał w stronę swojej siedziby.

Anna Wabik

foto: Paweł Świątkiewicz

Archiwum

<<< :: 1 :: 2 :: 3 :: 4 :: >>>